W końcu to zrobiłam
Dwóch smutnych panów spotyka się pod osłoną nocy i jednym ruchem przekreśla podstawy istnienia dotychczasowego państwa. Political fiction? Nie, realia znad Wisły… Od rana czytam pytania, jak to możliwe? jak do tego doszło? I dziwię się, że są ludzie, którzy się dziwią. Większość Polaków nie zaprząta sobie głowy takimi kwestiami, jak polityka. Żyją, jak im się zdaje z dala od takich problemów, to rzekomo nie ich rzeczywistość. Poraża mnie takie myślenie. Poraża mnie bezmiar bezmyślności. Inteligentni ludzie, zdawałoby się, a tak mało w nich…no właśnie, w sumie czego w nich mało? Przyzwoitości? A nie, przyzwoitości to akurat w nich bardzo dużo. Inni są nieprzyzwoici, o tamta spod 6 co to się znowu prowadza z nowym gachem. Poczucia polskości? O, sorry, Polakiem to ja jestem prawdziwym, chodzę do kościoła, głosuję na PIS, narobiłem dużo dzieci i nie trawię tych dżenderów. Jestem Polakiem, że ho ho. Myślenia perspektywicznego? Hello? Mam dużo dzieci, teraz dostaję, a później też dostanę, bo je chowałam. I kto tu jest nieperspektywiczny?
Wizja przyszłości naszego kraju, czyli tak naprawdę wizja przyszłości każdego z nas rysuje się nieciekawie. Może od jutra ktoś nam powie, że jedynym słusznym strojem są źle skrojone garniturki z szerokimi spodniami, a pojutrze okaże się, że w niedziele mamy się gromadzić przy radioodbiornikach (bo innych mediów nie będzie) i słuchać, jak przemawiają kolejne Słońca Narodu.
To nie katastrofizm tylko czysty realizm poparty wiedzą od mechanizmach działania dyktatur. Przecież wciąż jeszcze żyją wśród nas osoby pamiętające II wojnę światową. A czym ona była innym niż zrealizowanym snem zakompleksionego zaburzonego człowieka, który nienawidził Żydów, bo jasno mu powiedzieli, że nie ma talentu malarskiego. Nadal żadnych skojarzeń? Brat mojego dziadzia zginął w hitlerowskim obozie, osierocił 4 małych dzieci tylko dlatego, że wyszedł w złym momencie na ulicę i trafił na łapankę. Tego chcemy? Znikać, bo komuś życie nie poszło tak, jak sobie zamarzył.
Zadziwia mnie postawa hierarchów Kościoła Katolickiego (którego, co od razu jasno określam, jestem członkiem). Gdzie oni są? Gdzie ich głos, który jasno powinien opowiedzieć się po stronie słabszych, po stronie prześladowanych, po stronie prawa i przyzwoitości. Ostatnio zaczyna się w tym przekazie faktycznie coś zmieniać, ale to za późno i za słabo. Ponadto wypowiedzi kilku arcybiskupów i tak nie mają żadnego przełożenia na udzielnych władców ambony panujących w większości polskich parafii. Tak łatwo wycierać sobie gębę Janem Pawłem II, tak łatwo budować słodkie ołtarzyki i z rozdziawioną gębę mówić „nasz Papież”. Tylko czy Jemu o to chodziło, żeby wspierać swoimi kazaniami tych, którzy niszczą kraj? Zaprzeczają podstawowym przykazaniom?
Podczas drugiej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II mówił „musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. I na pewno nie chodziło tu Papieżowi o uległość wobec jedynej słusznej linii, tylko dlatego, że płynie z niej kasa.
Gdzie są sumienia tych, którzy cały czas nie zauważają, że dają się prowadzić za rączkę rzekomym „obrońcom wartości chrześcijańskich”, którzy w każdej wypowiedzi podkreślają, jak bardzo nienawidzą innych i się ich boją. Chociaż może akurat boją się bardziej siebie? Bo pewnie nie zawsze w lustrze poznają własną twarz…
Tak bym chciała, żeby było bardziej optymistycznie, ale na razie powodów do zadowolenia za wielu nie ma. Optymizm też wydaje się obecnie dostępny raczej tylko dla tych słabiej myślących.
Marzy mi się życie w państwie, w którym każdy jest szanowany, nikt nie mówi, kogo mamy lubić czy kochać, a godność człowieka jest jego nieodzownym i niezbywalnym prawem. Człowieka. Każdego. Bo to człowiek i miłość do niego powinny przyświecać każdemu. Ktoś kiedyś powiedział mi, że mam sumienie, jak zardzewiałe wiadro. Dziurawe. Cóż, to ja się cieszę, że ono takie jest. Że nie zawekowałam się w szczelnym kuble przesądów i obłudy.
Dodaj komentarz